sobota, 21 lutego 2015

Księga 3

  1. Kanapka - JEST.!!!
  2. Picie - JEST.!!!
  3. Telefon obok - JEST.!!!
  4. Muzyka, na cały dom - JEST.!!!
  5. No to możemy pisać...xDDDDD

- zabiorę cię do szpitala
- ale, po co.?
- zobaczysz
- yyy, mogę o coś zapytać.?
- nie krępuj się
- co to jest "szpital".? - zrobiłam głupkowatą minę
- (face palm) jest to miejsce gdzie bada się ludzi
- ale po co my tam jedziemy.?
- (ponowny face palm) zobaczysz
- okej.....
Jechaliśmy jakieś pół godziny, Pan Wojtek (bo tak miał na imię) poszedł na chwilę do ogromnego białego budynku, zrobionego z jakiegoś twardego materiału, i był tam jakieś dwadzieścia minut. Gdy wrócił miał ze sobą torbę, chyba dość ciężką, ciekawiło mnie tylko co w niej było, jednak on wsiadł tylko do auta, i zaczął jechać, zaczęło mnie nurtować tylko jedno pytanie, które teraz przyszło mi do głowy.
- mam pytanie, ile pan ma lat.?
- powinienem mieć teraz około 100, jednak uznajmy że mam 40 - mrugnął do mnie jednym okiem, co oznacza chyba coś w rodzaju "zaufania" oparłam się o siedzenie i oglądałam widoki, gdy skapnęłam się że nie ominęliśmy szkołę, zrozumiałam że jedziemy do domu, ale, to nawet dobrze, bo umieram z głodu.! tak wiem że mówiłam to jakieś dwieście lat temu w trumnie, no ale wiecie, ten napój nic mni nie daje, ja nie tak się odżywiam. Zaczęłam się zaś zastanawiać co jest w torbie, bardzo mnie to ciekawiło, gdy nagle poczułam, zapach krwi, a mam tak dobry węch, że ja go czuję nawet na paręnaście kilometrów zapach krwi, nawet przez skórę człowieka. A teraz.? Czułam to jak by była ode mnie parę centymetrów, czyżby.? zapytałam się Wojtka.
- czy w tej torbie jest krew.? - wskazałam na torbę, która była z tyłu, w bagażniku, zamknięta szczelnie, jezu, jaki ja mam węch.!
- wyczułaś.? - najwyraźniej się zdziwił
- tak, ja czuję zapach krwi, nawet tych ludzi ze szkoły
- ale oni są aż dwa kilometry stąd.!
- wiem, ja mam węch na paręnaście kilometrów, więc jeżeli krew, jest za mną z tyłu, w zamkniętym bagażniku, to nie będzie dla mnie problem - wskazałam otwartą ręką na tylne siedzenia
- eh, tak w tej torbie są butelki z krwią
- ale po co.?
- na wyżywienie
- dla kogo.?
- dla was
- nas.?
- dla ciebie i kasa
- a dla pana.?
- coś tam jeszcze dla mnie jest
- a wy nie polujecie.?
- nie mam zamiaru łazić z kasem, i tak nie będzie mu się chciało, a ja sam do końca już wyszedłem z wprawy
- to ja mogę iść z nim.!
- co ty taka chętna.?
- tak po prostu.... - gdybym nie była deothe, to znaczy wampirem to bym była czerwona jak czysta krew.!
- dobrze, pozwolę wam iść w nocy
- dziękuje
- nie ma sprawy, a teraz chodź do domu
- oczywiście
Wyszłam z auta, Pan Wojtek, podszedł jeszcze do bagażnika, po tą torbę z krwią, aż na samą myśl o skosztowaniu jej ślinka mi cieknie, yyy, szybko wytarłam twarz ręką, no ja nie wieże.! ślinka mi leci.!? jezu ja naprawdę jestem głodna.!  Weszliśmy do środka, zaczęłam się przygadać temu budynkowi, kurz, bród, bałagan, o nie, ja nie mam zamiaru TU mieszkać.! Poszłam do kuchni, wzięłam pierwszą lepszą ścierkę, zamoczyłam ją w wodzie i wróciłam do salonu, zaczęłam tam ścierać kurze, no to nie są te czasy, aby był tu taki chlew prawda.? Uczono mnie jakieś sześćset lat temu, że w domu musi być czysto, bo to też wchodzi w twoją reputację, a jeżeli ktoś tu przyjdzie, być obiadem, to znaczy na obiad to ucieknie z powodu brudu no.! Po dwóch godzinach, w SALONIE był blask, zaczęłam zabierać się za kuchnię, ona była mniejsza, było trochę czyściej, więc nie było tak dużo roboty, zajęło mi jej sprzątanie tylko godzinę, potem wzięłam się za pokoje, w moim było czysto, u Pana Wojtka, również, no w miarę, trochę mu posprzątałam, potem weszłam do pokoju kasa, trochę się tego bałam, ale, no cóż, jak to się teraz mówi "raz się żyje" otworzyłam klamkę, i nie mogłam uwierzyć co tu jest.! Nie uwierzycie ale, tu jest CZYSTO.! czysto, no nie ma innych słów, wszystko ładnie poustawiane, po wycierane, no jestem z niego dumna, podeszłam do szafy, bo zobaczyłam na niej spora ilość kurzu, co mnie zdziwiło, no ale wszędzie ma tak czysto. Postanowiłam ją otworzyć, co było błędem, gdy tylko nacisnęłam na klamkę szafy, wszystko co było d niej wepchane wyskoczyło.! Dosłownie.! Zostałam zaatakowana przez bałagan kasa, jezu co to jest za pułapka.? Na kogo ona zadziała.? Zaczęłam się rozglądać, co on tu miał, no, ciuchy, ciuchy, jakieś dziwne przedmioty, chwilę się zastanowiłam, on tu ma noże.?! Więc mogę poinformować Wojtka, ze noże z szuflady się odnalazły, eh, zaczęłam to układać, gdy wszystko poukładałam na grupy, było ich trzy, grupka noży, w dość bardzo dużych ilościach, grupka, ciuchów, czego tez było sporo, i grupka jakiś przedmiotów, chyba tak zwane pamiątki. Ciuchy wrzuciłam mu do szafy, no najpierw je poukładałam potem po WKŁADAŁAM do szafy, pamiątki, poustawiałam mu na szafie, półce, biurku, zostały, noże, ale gdzie je dać.? hmm, jak się tak zastanowię, to miał on sporo koszulek z jakimś logo, po chwili zastanowienia, ściągnęłam mu WSZYSTKIE plakaty z ściany, no i mam teraz "płótno" do mojego dzieła, wzięłam noże do ręki, i zaczęłam nimi rzucać w ścianę, po paru minimalnych minutach, na ścianie, która była zasypana plakatami, znajdowały się powbijane noże na kształt jego logo. Myślę że mu się spodoba, te jego plakaty, wzięłam razem i ponaklejałam na szafę, systematycznie oczywiście, pokładałam je datami, no to skończone, dziwne że pokoje gościnne są czyste, no ale cóż. Gdy chciałam już wracać na dół, dodaje że byłam zmęczona, ktoś otworzył drzwi, stał w nich kas, to już skończyła się ta szkoła.? Gdy zobaczył mnie w swoim pokoju, zapytał.
- co ty tu robisz.?
- sprzątałam a twój pokój był ostatni
- przecież ja mam porządek
- spokojnie, tylko powycierałam kurze, posprzątałam w twojej SZAFIE, która powinna pójść do filmu Narnia, i tyle, a i sprzątnęłam twoje plakaty.
- co.?!
- spokojnie, są na szafie, a i teraz idę poinformować, twojego tatę, że znalazłam te wszystkie noże.
- yyy, gzie były.? - zapytał, chyba chciał się wywinąć
- w twojej szafie, spokojnie, dałam ci je na ścianę
- że gdzie.?!
- na ścianę, gdzie były plakaty
On wszedł całkowicie do pokoju, otworzył buzię, rzucił ten swój plecak i kurtkę na łóżko, i podbiegł do ściany z logo, zaczął obserwować te noże, odezwał się
- ile ty masz siły.?
- mało, nie jadłam nic długo i ledwo mogę polować - podrapałam się po głowie, i zbliżyłam do wyjścia, po czym zeszłam na dół, na kanapę, odpocząć...

Tym czasem u kasa

Patrzyłem na te noże wbite w MOJĄ ścianę, to ile ona będzie miała siły, gdy się naje.? Noże są wbite całkowicie, zostały na widoku tylko uchwyty, chciałem jednego wyciągnąć, na nic.! Dałem nogę na ścianę i zacząłem ciągnąć za jednego z noży, matko boska ona ma tylko TROCHĘ siły, TERAZ.?! Położyłam drugą nogę z zamiarem wyciągnięcia noża, po paru próbach puściłem, i coś właśnie zrozumiałem, lepiej jej nie wkurzać, nawet jeżeli jest na głodówce.! Zszedłem na dół, zobaczyłem ją na kanapie, i mojego ojca w kuchni, podszedłem do niego i dostałem kubek, zacząłem pić, po chwili przyszła Katie.

Katie

Byłam totalnie zmęczona, poszłam do kuchni, parę razy słyszałam huk na górze, ciekawe co ten kas robił. Podeszłam do nich, coś pili, pachniało ciekawie, zaczęłam do nich podchodzić.
- kas, co ty robiłeś że był taki huk.? - zapytałam stojąc przed nim
- yyy, trochę głupio się przyznać, ale, próbowałem wyciągnąć te noże. 
- serio.?
- taaaa.....
- jezu, jaki ty musisz być miękki - zrobił złą minę, Pan Wojtek, podał mi jakiś kubek
- pij - odebrałam kubek z czerwoną cieczą
- nie jestem pewna.....
- spokojnie, skosztuj, przynajmniej
- no dobra - upiłam łyk, otworzyłam szeroko oczy, po chwili podeszłam do umywalki i wyplułam, oni tylko na mnie patrzyli, odezwałam się oddając kubek, okazując obleśny poczęstunek
- co to jest.?! - zapytałam, płucząc sobie buzię, wodą z kranu
- krew..... - odezwał się Wojtek
- ale ja się pytam jaka.? - byłam zła, bardzo zła
- zwierzęcia.....
- o fuj.....! - zaczęłam wycierać buzię
- o co ci chodzi.?! - odezwał się Kastiel
- ja się tak nie odżywiam.....
- a jak.? - zapytał
- lepiej żebyś nie wiedział
- ej, no weś.! - najwyraźniej się oburzył, jest 15....jeszcze trochę....
- za niedługo wrócę....
Wyszłam w moim ubraniu, na szczęście już nie padało, udałam się do lasu, na szczęście, nie był daleko, nie mogłam używać moich umiejętności, żadnych z nich, jestem słaba, bezużyteczna, jedyne co mam, to dobry, bardzo dobry węch, i lekką siłę. Eh, weszłam głęboko w las, chyba nikt mnie tu nie znajdzie nie.? Usiałam na jakimś pniu, siedziałam tam jakąś godzinę, która minęła mi w mgnieniu oka, gdy miałam się zbierać, usłyszałam szelest w krzakach niedaleko, podeszłam tam, szkoda że nie potrafię odróżnić człowieka od wampira.! Durna ewolucja.! Podeszłam powoli do krzaków, lekko przerażona, ku mojemu zdziwieniu, nic tam nie było, no ale przecież czułam ten smród perfum.! No nic, odeszłam kawałek dalej, co to jest za dziwne uczucie.? Ktoś tu jest na bank.! Mówiąc ktoś, mam na myśli człowieka lub wampira, jezu co za durny węch, z przyzwyczajenia, wyczuję, jedynie krew.! Chwila, no właśnie, ja wyczuję jedynie krew, ale skoro nie czuje jej blisko, a wiem że ktoś tu jest, to....to tu jest wampir, zatrzymałam się na chwilę, czyli mój węch na coś się przydał.? Zaczęłam się rozglądać, po chwili patrzenia, zobaczyłam kogoś za drzewem, podeszłam powoli, ten "ktoś" również podszedł, nie znałam go, jednak, jest on wampirem muszę się tego trzymać, odezwał się.
- zgubiłaś się.? - powoli podchodził
- n-nie..... - czemu się jąkam.?
- na pewno.? cała się trzęsiesz - uspokoiłam się, czemu.? z myślą że jest on debilem pójdzie mi z nim łatwo chyba, nie.?
- a ty się nie zgubiłeś.? również się trzęsiesz - był już prze de mną 
- jestem Kentin - podał mi rękę, również ją wyciągnęłam, mówiąc
- Katie, czy ja cie już gdzieś nie widziałam.? - coś mi świtało
- pewnie, na lekcji, w szkole, chodzimy do tej samej klasy, dziewczynko
- ooo, naprawdę.? Wybacz ale nie rozglądałam się, chyba będę wracać do domu - wskazałam kciukiem stronę domu
- po co się spieszysz...... Kastiel chyba nie będzie zły jeśli porwę jego "kuzynkę" hę.?
- no, dzisiaj go nieźle wkurzyłam, tym bardziej potem jak znalazłam te noże w szafie - złapałam się za podbródek, można powiedzieć że myślałam na głos.
- noże.? te w JEGO szafie.?
- taaaa.....
- tak się składa że razem z nim je tam schowaliśmy....- podrapał sie po głowie - czekaj, sprzątałaś w jego pokoju.?
- taaaa.....
- nie wkurzył się.?
- nie wiem, po tym jak wleciał do niego, szybko się stamtąd ulotniłam, potem gadał że nie mógł ich wyciągnąć ze ściany..... - szybko złapałam się za buzię i spojrzeniem na niego, chyba coś podejrzewał.
- przecież Kastiel, jet nie pokonany, tym bardziej w sile, więc, chyba coś zmyślasz.
- nie zmyślam, chcesz się przekonać.?
- jak.?
- na rękę.
- z tobą.? - parsknął śmiechem
- a co, boisz się że przegrasz z dziewczyną.?
- nie, ale potem tego nie żałuj - ruszyliśmy w stronę, ściętego dębu, usiedliśmy na ziemi i ułożyliśmy ręce.
- ty również - po chwili się odezwałam cicho, ale na bank usłyszał
Chwyciliśmy swoje ręce, nie wiem czy miał zimne, ale chyba tak skoro jest wampirem, no ja nie wiem jak on zareagował, jak mnie dotknął, jednak, wstrząsnął się gdy zobaczył moje "pazury", zaczęła się "walka", na początku, chyba chciał być delikatny, jednak gdy zaczęłam stawiać opór, zacisnął swoją dłoń, gdy byliśmy równi, dawałam mu fory, no ludzie zostało mi TROCHĘ siły co nie.? Gdy już się męczył spytałam się spokojnie, nawet nie byłam zmęczona, jedynie znudzona, odezwałam się, gdy chciał dołączyć już drugą rękę.
- co miękniesz, jak kas.?
- n-nie....
Po chwili namysłu, powiedziałam.
- dobra nudne się to robi, koniec dawania fory, okej.? Oczywiście z mojej strony... - uśmiechnęłam się chytrze, i szybkim ruchem, "przekręciłam" jego rękę na drugą stronę, wstałam i otrzepałam się, po chwili do niego podeszłam, podałam mu rękę, w geście pomocy, ten ją przyjął, oczywiście go podniosłam, i zaczęłam iść do kasa.
- kim ty jesteś.?
- dowiesz się w swoim czasie, wampirku.... - dodałam po chwili namysłu, dobiegł do mnie, złapał za ramię i zatrzymał
- czemu mówisz że jestem wampirem.? - zrobił niby "rozbawioną" minę, że niby ja żartuję
- słuchaj, nie gadaj mi tylko że dałeś mi fory na siłowaniu na rękę, to po pierwsze po drugie, mówię chyba że dowiesz się w swoim czasie tak.?! A i, jak byś mógł, to pomóż Kastielowi, wyciągnąć te noże ze ściany co.?
- yyy, idę z tobą
Szliśmy w ciszy, gdy byliśmy już przed domem, weszłam pierwsza do środka, od razu zjawił się Kastiel, w wampirzym tempie, gdy mnie zobaczył, już chciał na mnie krzyczeć, to spojrzał na Kena, ja się tylko odezwałam w stylu "on ci pomoże wyciągnąć te noże" i poszłam do JEGO pokoju, powoli, oni tam przyszli tak pięć minut później, siedziałam na łóżku kasa, czekałam na nich, zaczęło mi się nudzić, więc wzięłam jakąś cienką, bardzo cienką książkę kasa, z wierzchu i zaczęłam ją przeglądać, no jak to chłopak, no jak na kasa, to trochę słabo, to schował, i on chce przede mną ukryć jakąś śmiesznie cienką książkę z babami.? Weszli do pokoju, pierwszy wszedł kas, gdy zobaczył co mam w ręce chciał mi to zabrać, i zbliżył się do mnie wampirzym tempem, ja tylko wyciągnęłam rękę w tył, aby nie mógł tego złapać, on się odezwał a Ken stanął obok noży....
- oddaj mi to.!
- no weś.! chce zobaczyć co w tych czasach piszą w tym czymś - pomachałam "czymś"
- to jest gazeta.... - odezwał się już, wykończony
- aha....gazeta, taka, śmieszna nazwa
- czekaj, czekaj no.! czemu ty powiedziałaś "w tych czasach".?! - odezwał się Kentin, zaczęłam się śmiać, po chwili się odezwałam, ledwo łapiąc oddech.
- ciekawe, ile razy jeszcze będę musiała to tłumaczyć.! Ken, ile masz lat.?
- 17
- ale jako wampir... - trochę się zmieszał, tak, wiem ze nim jesteś.!
- 20, jestem w wieku kasa
- rozumiem, więc, poznajmy się ponownie - wstałam i do niego podeszłam podając rękę - jestem Katie, mam 621 lat - chłopak się zmieszał i to bardzo, ale podał mi rękę, zaczęłam się śmiać, po czym wróciłam do kasa, z "gazetą", zaczęłam mówić
- ja sobie to przeglądnę, i pokaże twojemu ojcu, a wy wyciągnijcie te noże, chyba że moje dzieło ci się podoba
Obydwoje się zaczęli temu przyglądać, odeszli jak najdalej, aż do ściany, i teraz zobaczyli że jest to logo, zaczęłam się śmiać, i zbiegłam po schodach, na dół, podeszłam do jego ojca i pokazałam mu gazetę, ten się zdziwił ze jego syn ma takie "coś" w pokoju, ja się tylko uśmiechnęłam, o, no proszę już 21.? Weszłam na górę, do pokoju kasa, zgadnijcie co tam zobaczyłam, chłopaków, nie tylko kasa i kena, jednak jeszcze lysa, i jakiegoś chłopaka, skądś go znam, gdy zobaczył mnie nieznany, zaczęła mu lecieć ślinka, i chyba też skądś mnie kojarzył, ale skąd.? oburzyłam się podeszłam do mojego dzieła, patrząc na leżących, wykończonych chłopców, zapytałam.
- ile wyciągnęliście.?
- t-trzy.... - odezwał się kas...ledwo
- k-kas...t-to jest t-ta twoja k-kuzynka.? - zapytał się dysząc ten "nowy" dla mnie.
- t-tak...
- i-i to o-ona je tam w-wbiła.?
- dobra, kas zbieraj się idziesz ze mną.
- gdzie.? - podniósł szybko głowę, patrząc na mnie, po chwili reszta zrobiła tak samo.
- na polowanie, nie mam zamiaru pić czystej krwi, jeszcze zwierzęcia. - zrobiłam minę, pokazującą że było to ohydne
- ale wyciągnij te noże, okej.? - powiedział ten nowy.
- okej - złapałam za jednego z nich, i lekko pociągnęłam, po czym trzymałam go już w ręce, oni mieli otwarte buzie, z pozycji siedzącej upadli na ziemię, zaczęłam się śmiać, i pomogłam im wstać, najpierw pomogłam kasowi, potem kenowi, lysowi i na końcu temu nowemu, przy okazji, mówiąc.
- jestem Katie
- Wiktor, skądś cie znam, chyba.....
- ja też
- ale jakim cudem.? Wiktor wiesz że ona ma ponad 621 lat.... - odezwał się kas. Ten na mnie spojrzał.
- i była w trumnie trzysta lat. - dodał lys
- że w trumnie.?! - odezwał się ken
- tak, na głodówkę.... - trochę się zmieszałam, pomogłam wstać Wiktorowi, chwila.?! Wiktor.?! on mnie kojarzy.?! Wiktor.?!
- więc..... - odezwał się WIKTOR.!
- czekaj, ile ty masz lat.? - zapytałam nie pewnie jeżeli ma tyle ile myślę to on...
- 17....
- ja się pytam poważnie...
- około 322.....
- urodziłeś się w wiosce Avalon.?
- taaaa.....skądś cię kojarzę, i masz na imię jak moja siostra, zmarła, ale jednak... - nie mogłam uwierzyć, więc to on.! Kas chyba sobie przypomniał, dlaczego wybrałam sobie takie imię, zdziwił się i to bardzo, a wszyscy na nas patrzyli, ja się tylko uśmiechnęłam i przytuliłam Wiktora, ten się trochę zmieszał, nie mogę uwierzyć że to on, to mój Wiktor, którego wychowałam jak syna, którego potem, miałam jako jedynego przyjaciela.! Zaczęłam lekko płakać, odezwałam się z uśmiechem na twarzy...
- Wiktor, nie mogę uwierzyć że to ty, że ty żyjesz.! Nie znasz mnie w tym imieniu, ale znasz mnie jako Morganę.! Jako, twoją mamę.! - wszyscy zrobili przedziwne miny, a ja bardziej uścisnęłam Wiktora, on po chwili chyba sobie wszystko przypomniał, również mnie przytulił, po pięciu minutach go puściłam, wszyscy tak jak stali tak stali, byli mega zdziwieni, że ja jego mamą.? pewnie takie mają pytania, w swoich małych główkach, usiedliśmy na łóżku, kas i ken na podłodze, a ja z lysem i wiktorem na łóżku,zaczęłam opowiadać...
- gdy miałam 317 lat on miał 18, widziałam jak się urodził, jak się bawił jak dorastał, ale matka sie nim nie interesowała, no a ojca.... - posmutniałam, ale wypowiem te słowa - głupio to mówić...
- zabiła go.... - powiedział ze smutkiem Wiktor, wszyscy sie wzdrygnęli i odsunęli trochę.
- nie musiałeś tego tak mówić...ale tak, to prawda, byłam głodna, zresztą jak zawsze, i zabiłam jego ojca, tak więc, matka się nim nie interesowała, chciała tylko pieniędzy, co było bardzo trudne, więc, aj zajmowałam sie dziećmi, w całej wiosce, codziennie wieczorem, czasami w dzień jak było ciemno, i ponuro....
- najfajniejsze było to jak pokazywałaś swoją magię... - dodał wiktor, po czym jeszcze raz dodał - właśnie, możesz jeszcze raz ją pokazać.? - rozweselił się...
- niestety nie....dobra, koniec tych smutnych opowieści, kas zbieraj sie idziemy na polowanie.!
- ale ja nie chcę.! - jak dziecko
- (wskazałam ręką na okno) marsz na pole.!
Posłusznie wstał, popatrzyłam jeszcze chwile na lysa i na kena, oni jak zobaczyli mój wzrok, szybko wstali i wyskoczyli przez okno za kasem, spojrzałam na Wiktora, również wyskoczył, zrobiłam to samo, po nich, gasząc światło w pokoju, gdy szliśmy w głębokie lasy, zaczęły sie rozmowy, zaczął ken
- ej, wiktor a dlaczego ej nie rozpoznałeś od razu.?
- tak więc, kiedy ją wdziałem, czyli te całe 18 lat, miała niebiesko-fioletowe włosy, do pasa, i białe jak perła oczy, miała dłuższe pazury, i gdyby nie William, to by mnie tu nie było.
- kto to William.? - jaki ten ken jest nie mądry
- stwórca Imfy i mój...
- jakiej Imfy.? - zapytał jednocześnie z lysem
- no Imfy... - wskazałem ręką na mnie...
- ile ty masz imion.?! - zapytał ken
- raz, dwa, trzy, cztery..... - liczyłam na palcach, wypowiadając imiona.
- spoko... - odezwał się ken, a lys się uspokoił
- a tak właściwie to jak sie poluje.? - zapytał kas
- nie jest to trudne - odezwałam się.
- dla ciebie, może nie, ale dla innych tak... - poprawił mnie Wiktor
- dla ciebie też.? - zapytał kas
- tak - odpowiedział mu Wiktor, poczułam zapach, zwierzęcia, zatrzymałam sie.
- ej no co tak stoisz.? - zapytał mnie kas, chyba był wkurzony.
- zamknij mordę.!
- no co ci sie dzieje.?! - kas już prawie krzyczał
- co ja powiedziałam.?! masz zamknąć mordę, albo wystraszysz jelenia.! - wszyscy zaczęli sie rozglądać.
- gdzie ty go widzisz.? - zapytał lys
- tam - wskazałam palcem w gęsty las...
- długość.? - zapytał Wiktor, chyba William dużo go nauczył, o mnie.
- trzy i pół kilometra, lekko w lewo, za skałami pije wodę, ale jest spokojna, nie wyczuła nas... - mówiąc to patrzyłam się w jeden punkt, ten nosek sie trochę przydaję, wszyscy próbowali coś wyczuć.
Zaczęli tam biec, Wiktor zaczął, unieruchomił ją, potem im pokazał jak mają się wgryzać, gdy tam doszłam zobaczyłam że trochę mi zostawili, jednak pokazałam im ręką, że podziękuję.
- ej, Morgana musisz jeść.! - oburzył sie Wiktor
- no właśnie, przecież ty ledwo trzymasz się na nogach.! - (lys)
- przecież sama chciałaś.! - (ken)
- no weś napij się.! - (kas)
- wy nie rozumiecie, ja nie ta się odżywiam - odwróciłam się, chciałam iść, zobaczyłam że jestem godna, jednak tym się tylko obrzydzę, gdy ponownie sie odwróciłam, zobaczyłam przed sobą Wiktora, był upaćkany krwią, chciałam zrobić krok w tył, ten złapał mnie w ramionach i uniósł do góry, jezu, czemu ja ważę tylko 40 kg.?! Posadził mnie przed martwym już zwierzęciem, kucnęłam, jednak dotknęłam tylko ręką, krwi, przybliżyłam ją do siebie, i liznęłam kawałek, moje oczy gwałtownie zmieniły kolor, na czerń, oni sie wystraszyli, ja wstałam, Wiktor, chyba zrozumiał, co się dzieje, wszyscy spojrzeli w stronę gdzie, patrze, jaka ja jestem głodna.! A tam, po drugiej stronie rzeki jest człowiek który jest zraniony po tym jak nas zobaczył i sie przewrócił, szybko przeskoczyłam na drugą stronę, jestem taka głodna.! głodna.! głodna.! głodna.! Podeszłam do niego, złapałam za szyję i wbiłam kły we jego szyję, gdy chłopcy zobaczyli co sie dzieje, ja już odzyskałam siły, a chłopak, który krwawił, był już prawie martwy, odwróciłam sie, i stworzyłam pole siłowe, tak, to jest moja, moc, jak tylko dotknął pola, porazi ich silny prąd, gdy kas, chciał przekroczyć pole, Wiktor szybko złapał go za ramię i zatrzymał go, po czym przemówił.
- kas, on i tak już nie żyję, jak teraz zrobisz krok, dostaniesz paraliżu...
Chłopcy się wzdrygnęli, i tylko obserwowali jak sie pożywiam, po chwili, wstałam, od bladego i "pustego" chłopaka, miałam czarne oczy znów widziałam na węch, moje włosy na ich oczach zmieniły drastycznie kolor, na ten niebieski fiolet, widać było moje długie kły, i całą szyję i buzię w krwi, podeszłam do nich, uśmiechnęłam się szyderczo, i przejechałam ręką w powietrzu, pole stało sie czarne, nic nie widzieli co dzieje się w środku, ja wróciłam do chłopaka, nie ładnie jest patrzeć jak ktoś je. Prawda.? Ponownie uklęknęłam przy martwym chłopaku, zaczęłam go zjadać, dosłownie, ja nie jestem zwykłym wampirem, jestem deothe, czyli ghul, czyli pożeracz ludzi, nie ma drugiego jak ja, a może jest.? Nie wiem, ale ja go jem, tak jak ludzie jedzą krowy czy świnie, prawda.? Po parunastu minutach wstałam, zostawiłam, same kości, czyste białe kości, krew wylizałam, po chwili namysłu, nadal nie byłam sobą, byłam Imfą, Zniszczyłam pole siłowe, zobaczyłam, że chłopaki tam czekali, gdy mnie zobaczyli, przestraszyli się, ja poszłam dalej, do rzeki sie przemyć, oni podeszli do kości, gdy zobaczyli co zostawiłam, podbiegli do mnie, Wiktor jako pierwszy, podniosłam się, spojrzałam na nich, miałam nadal czarne oczy, po chwili Wiktor się odezwał
- Imfa, Imfa, Imfa.! - zaczął mną trząść, a chłopcy nie wiedzieli co robić, byłam jak lalka, nie ruszałam się, patrzyłam na niego, po chwili powiedział do mnie słowa, których sie wystraszyłam - bo przyjdzie William.! - na te słowa szybko sie otrząsnęłam, i odbiegłam od niego, do drzewa, kucnęłam i zaczęłam płakać, dlaczego ja to robię.?! Zaczęłam strasznie głośno płakać, gdy odwróciłam się do nich, zobaczyłam przed sobą postać, odruchowo zakryłam oczy, i przysunęłam do drzewa, usłyszałam głos Wiktora, całe szczęście ze nie Williama. - już wszystko dobrze Imfa. - spojrzałam na niego, znów widziałam na ciepło i zimno, nie, nie, nie, nie.! tylko nie to.! nie chcę tak widzieć.! Zakryłam oczy, po chwili poczułam jak ktoś mnie podnoś, znowu się wystraszyłam, robił tak Will, gdy otworzyłam lekko oczy, zobaczyłam że to Wiktor, a za nim idzie reszta, czemu Wiktor, przypomina mi Willa.? A z resztą, przytuliłam się do jego torsu, zamknęłam oczy i myślałam. "jak mam nad sobą panować.?"



takie coś xD chodzi mi o oczy, tylko ona miała ciemniejsze, a źrenice miała czerwone :p

1 komentarz:

  1. Nie wiem czemu prześmiałam się połowe rozdziału haha :D czekam na najszybszy Next :)

    OdpowiedzUsuń

możesz pisać, koment. nawet jeśli nie masz konta ;)
nie trzeba dziękować :)