piątek, 26 maja 2017

Krótka, bezsensowna historia. Śmierć nr 1.

Spojrzałam na swoją matkę która była spita w trzy dupy. Podeszłam do niej z obrzydzeniem i pomogłam jej wstać. Zaprowadziłam ją do domu, mieszkamy na 10 piętrze w bloku, położyłam matkę do łóżka i przykryłam kołdrą. Zabrałam potrzebne rzeczy i ruszyłam odebrać 5 letniego brata z przedszkola. Podeszłam z uśmiechem do przedszkolanki, przywitałam się z nią, a ta poszła zawołać Jaśka, aby ten to mnie przyszedł. Zobaczyłam uśmiechniętego niebieskookiego chłopczyka o brązowych włosach. Podbiegł do mnie i przytulił się, powiedziałam mu, że nie mam czasu na przytulanki, dlatego Jasiek szybko przebrał swoje buty i ubrał kurtkę, po chwili byliśmy w drodze do domu.
Na następny dzień zebrałam się i ruszyłam do szkoły po drodze odprowadzając brata, w szkole weszłam szybko do łazienki chcąc poprawić włosy. Ujrzałam zielonooką dziewczynę o rudych i kręconych włosach, jasną i piegowatą cerą. Po chwili ruszyłam do swojej klasy, chodzę do pierwszej liceum, klasa 1B, ludzie mówią że ta klasa jest przeklęta, ale ja w to nie wierzę. Racja, nie są w niej normalni uczniowie, ale cóż począć? Lekcje przeminęły szybko, po nich jak co dzień ruszyłam do przedszkola po brata, jednak tego nie było, powiedzieli mi, że moja Matka go odebrała. Moja rodzicielka jest alkoholiczką, znaczy, ja tak ja nazywam, rzadko kiedy bywa w domu i nie poświęca uwagi swoim dzieciom, zamiast tego chodzi na imprezy, żeby znajdywać sobie mężczyzn. Weszłam do bloku, ruszyłam na dane piętro, otworzyłam drzwi do mieszkania. Zobaczyłam swojego brata, jutro ma urodziny, w swoim pokoju odłożyłam torbę i zaczęłam się rozglądać po mieszkaniu szukając Mamy, jednak tej nie było. Jasiek powiedział mi, że kiedy wrócili do domu, przyszedł mężczyzna i mama chętnie wyszła z nim do klubu. Westchnęłam tylko i wzięłam ze sobą Jasia do sklepu, zrobiliśmy małe zakupy i wróciliśmy do domu. Rano, czyli w sobotę, wstałam o 10 i zaczęłam robić śniadanie, aż usłyszałam jak ktoś wchodzi do mieszkania, spojrzałam na drzwi wejściowe i ujrzałam Matkę, podeszłam do niej wściekła.
- Gdzieś ty się szlajała?-spytałam patrząc na nią i zaprowadziłam ją do kuchni, gdzie ta usiadła przy stole, powstawiam przed nią szklankę wody i obok tabletkę na ból.
- Z Tomkiem byłam, w klubie-powiedziała obojętnie.
- A jesteś tego świadoma, że twój syn ma dziś 6 urodziny?-spytałam patrząc na nią.
- Jak mogłabym o tym zapomnieć!-oburzyła się, a do pomieszczenia wszedł Jaś.
- Pójdziemy dziś do Zoo?-spytał miłym tonem, a rodzicielka tylko przytaknęła głową.
- Oczywiście, dla mojego kochanego synka wszystko!-powiedziała z uśmiechem.
- A Tata też pójdzie?-spytał z nadzieją.
Nasz Ojciec jest z matką po rozwodzie już dobry rok, Jaś wciąż nie rozumie dlaczego Tata z nami nie mieszka, ale nie przeszkadza mu to. Po ich krótkiej rozmowie zaczęliśmy się zbierać, jednak do Matki zadzwonił jej chłopak, przeprosiła nas oboje i wyszła z mieszkania idąc do klubu, dała nam pieniądze i życzyła miłego dnia. Jasiek chciał płakać, uklękłam przed nim, powiedział mi że nigdzie nie pójdzie bo to Mama miała mu kupić balony, powiedziałam mu, ze kupie mu tyle balonów ile będzie chciał.
Po kilku godzinach wróciliśmy do domu, wciąż jest jasno na zewnątrz, a jest dopiero 16. Chłopczyk biegał po domu z 7 balonami z helem na sznurku, próbowałam się skupić na nauce, ponieważ muszę się uczyć na sprawdzian w poniedziałek. Jaś nie pozwalał się mi skupić, po sekundzie jego krzyki radości ucichły, wstałam zmęczona i poszłam na balkon myśląc, że on tam jest i był. Podbiegłam do niego i przytuliłam do siebie i dałam na podłogę, chłopak stal na barierce balkonu trzymając balony.
- Co ty sobie myślisz?!-krzyknęłam wystraszona i zabrałam go do środka.
- Chciałem latać-powiedział z uśmiechem.
Kazałam mu pójść do swojego pokoju i by poszedł spać, jednak ten nie chciał się słuchać, zadzwoniłam do Matki z pytaniem kiedy będzie w domu, dogadałyśmy się, ze kiedy ona wróci do domu ja pójdę załatwić pewną sprawę, ponieważ chciałam odebrać z poczty prezent dla brata. Kiedy kobieta wróciła do domu ja wyszłam, ruszyłam szybko na pocztę, odebrałam pudełko i ruszyłam z powrotem. Po drodze dostałam telefon, od chłopaka matki, bym ją od niego odebrała. Po tym jak ja wyszłam głupia powiedziała Jaśkowi by poszedł spać i wyszła do kochanka na piwo i się spiła. Odebrałam ją bo miałam po drodze, wracałyśmy razem, po chwili zobaczyłam coś co mnie przeraziło, zostawiłam Matkę na ławce i podbiegłam w stronę karetki, minęłam ją i zobaczyłam jak jacyś ratownicy zakrywają jakieś ciało, chciałam tam pobiec jednak zatrzymał mnie policjant. Zaczęłam wypytywać się co się stało, powiedział mi, że młody chłopiec skoczył z balkonu. Nie mogłam w to uwierzyć, mając cichą nadzieję odepchnęłam policjanta na bok i podbiegłam do przykrytego ciała na ziemi, uklęknęłam i odsłoniłam twarz chłopca. Poczułam ogromną falę łez widząc pokrwawionego braciszka, zaczęłam krzyczeć, nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Policjant odsunął mnie od zwłok mówiąc bym się uspokoiła, moja matka podleciała dopiero teraz trochę trzeźwiejąc, ujrzała twarz dziecka którą po chwili zakryli i zaczęła krzyczeć i płakać.
- To mój syn! Mój mały syneczek! To nie może być prawda!-krzyczała i upadła na kolana, spojrzałam na nią tylko z bólem.
Wyrwałam się z uścisku policjanta i pobiegłam przed siebie. Tyle pamiętam z tamtych dni, teraz leżę na podłodze, w jakimś okropnym budynku. Moje ręce mają mnóstwo siniaków od strzykawek. Ciężko oddychając zamknęłam oczy, tak będzie lepiej, mam nadzieję, że przedawkowałam na tyle, by spotkać się z bratem.