Jest rok 1410, jestem Felicita, mam rzadkie czarne włosy, sięgające mi do pasa, oczy mam błękitne, co dodawało mi uroku, zawsze byłam ostrożna przy ludziach, nie wiadomo co w tych czasach może się takiego dziać. Jestem chudą dziewczyną, moja rodzina nie dba o mnie, tylko o to aby mieli wnuków, nie pasowało mi to, lecz kiedy się stawiałam, byłam bita, szarpana, wyrzucana z domu na parę dni. W wieku 14 lat, chciano mnie wydać za mąż, którego szukali mi przez ponad trzy lata, miałam z nim brać ślub lecz na weselu, przy ołtarzu, rozpalił się ogień, stałam tam tak wbita w ziemię, nie wiedząc co zrobić. Jednak, gdy chciałam uciec, drogę zagrodziły mi deski spadające z sufitu, miałam odciętą drogę ucieczki. Straciłam już siły, jednak nie upadłam na ziemię, ktoś mnie złapał, nie widziałam tej postaci, straciłam przytomność, widziałam jedynie, jak zostaje wyniesiona z pożaru. Obudziłam się w ciemnym miejscu, jak by w pudełku, zaczęłam się miotać, ktoś wysunął owe pudełko, uwolnił mnie, rozpoznałam to miejsce, była to drewniana chatka, w której przetrzymywano trupy na pogrzeby. Zaczęłam się rozglądać, obok mnie znajdował się bardzo ładny chłopak, miał on bardzo krótkie włosy koloru czerni, końcówki miał białe, to niedorzeczne, jak to możliwe.? cerę miał bielutką jak śnieżka, oczy miał krwisto czerwone, czego się przestraszyłam, do tej pory widziałam, tylko oczy koloru błękitu, brązu i zieleni. Widziałam, że również mi się przygląda, podniosłam się do pozycji siedzącej, nie wiedziałam o co chodzi, nie mogłam wydusić słowa, bałam się, ale nic mnie nie przestraszy, tak bardzo jak moja własna rodzina. Chłopak się uśmiechnął widząc mnie, jak przyglądam się jego oczom, zarumieniłam się, poczułam to, zrobiło mi się tak ciepło na policzkach, ale chyba nie na długo, gdy tak na niego patrzyłam, ten w tym czasie, podszedł do mnie, wzdrygnęłam się, chłopak którego widziałam ledwie minutę przytulił mnie, po czym powiedział słowa "nie chcę cię więcej tracić" nie rozumiałam o co mu chodziło, miał taki przyjemny i miły głos. Nie odepchnęłam chłopaka, chociaż tak bardzo chciałam, był zimny jak lód, jak z małych kryształków, które posiadają tylko ci bogaci, w mojej wiosce. Moje rozmyślania przerwał jego głos mówiący ciche "przepraszam" po czym poczułam na szyi mocne ukłucie, złapałam się jego ramion, chcąc go odepchnąć, nie udało mi się ani drgnął, po ukłuciu poczułam jak by wysysał i pil moją krew. To było za razem przyjemne uczucie jak i niewyobrażalnie bolące. Po paru sekundach zemdlałam, czułam się słabo, po raz pierwszy w życiu, czułam się okropnie, jak bym umarła, a za razem zmartwychwstała. Obudziłam się na czyjejś kanapie, miałam na sobie suknię, koloru czerwieni, była ogromna i na pewno bardzo droga, obcisła w talii, odsłaniała spora ilość dekoltu, a u dołu rozszerzała się na wszystkie strony. Chciałam się podnieść, gdy to tylko zrobiłam, poczułam szybki powiew wiatru, obok siebie, spojrzałam w tamtą stronę, był to ten chłopak w tej chacie, przestraszyłam się i ruszyłam w tył, opierając się o oparcie kanapy. On się zbliżył i podał mi dłoń mówiąc "nie bój się" tak też zrobiłam, podałam mu moją malutką dłoń, lecz nadal się trochę bałam, jednym zwinnym ruchem przyciągnął mnie do siebie, i już znajdowałam się na jego rękach, nie mogłam mu się sprzeciwić, w domu byłam wychowywana jak na służącą a nie na ich córkę. Złapałam się jego szyi, ten powiedział tylko "trzymaj się" po czym poczułam niewiarygodnie szybki podmuch wiatru, byliśmy na dachu, ale jak.? to jest nie możliwe, chyba że ten człowiek pochodzi z przyszłości. Nie to niemożliwe, odłożył mnie na ziemię, podeszłam do okna na które wskazał później ręką, zobaczyłam piękny zachód słońca, uśmiechnęłam się sama do siebie, potem przypomniałam sobie, co stało się po tym jak wysunął to pudło, ugryzł mnie w szyję, przestraszyłam się i szybko odwróciłam, stał nadal w tamtym miejscu, podeszłam do niego z skuloną głową i czekałam aż się on odezwie, nie mogłam się odzywać niepytana, więc tak tez robiłam. czekałam na jego wypowiedź. Nie odzywał się, po chwili powiedział tylko ponowne "przepraszam" które chyba wypowiedział za głośno, nie wiedziałam o co mu może chodzić, podniósł swoją rękę i zakrył mi oczy, upadłam, jakby machnął jakąś różdżką i pozbawił mnie wszelkich sił, jednak nadal byłam świadoma co się dzieje, widziałam jak usiał na kanapie, a potem położył mnie na swoich kolanach, przyłożył swój nadgarstek do swoich ust, po czym zaczęła z niego lecieć krew, jakby pił własną krew, kropelki czerwonej cieczy pospadały na moją suknie, chłopak zbliżył się do mnie, zaczęłam się ruszać, jednak nie zdążyłam. Chłopak pocałował mnie w usta, namiętnie, nie wiedziałam o co chodzi, po chwili poczułam w swoich ustach, czerwoną ciecz, zaczęłam się szarpać, było to okropne uczucie, nieznajomy mi mężczyzna podawał mi swoją własną krew przez pocałunek. Nie mogłam się wyrwać, był jak ze stali, po chwili, odsuną się ode mnie i położył rękę na moich oczach, zamknął mi je, zasnęłam.Obudziłam się na jakimś łóżku nadal miałam tą suknię i posmak krwi w ustach. No ale co ja tu robię.? Spojrzałam w stronę okien, były zasłonięte, podeszłam do nich, właśnie zachodziło słońce, czyżbym spała jeden cały dzień.? Poczułam się dziwnie, nie wiedziałam o co chodzi, nie czułam już swojej skóry, anim miękkich części ciała, były jak stal, nie, były jak małe diamenciki, podeszłam do ogromnego lustra, znajdującego się w owym pokoju, zobaczyłam w nim siebie, nie to nie byłam ja, zamiast dziewczyny o długich do pasa czarnych jak smoła włosach i błękitnych oczach, pięknej cerze i koloru skóry, zobaczyłam istotę o troszeczkę długich niebieskich włosach, i z oczami koloru pięknej zieleni, cerę miałam jasną a skórę zimną jak lód. Stałam się potworem.? Odeszłam od lustra, przestraszona, jednak zbyt dużo kroków to ja nie zrobiłam, poczułam za sobą czyiś tors, odwróciłam się gwałtownie i zostałam złapana za nadgarstki, nie mogłam się ruszyć, spojrzałam w oczy tego który mnie trzymał, była to inna osoba niż tamten, on miał również zielone oczy, włosy miał koloru czerwieni, tylko takiej bledszej od mojej, spojrzałam na niego, uśmiechnął się pokazując swoje zęby, przestraszyłam się na widok jego kłów które wysunęły się na moich oczach. Zamknęłam oczy, po chwili jego uścisku już nie było, pojawił się mój wybawca.? Otworzyłam przerażona oczy, ujrzałam tego którego widziałam przed chwilką i mojego stworzyciela, który dusił go przy ścianie, odeszłam kilka kroków do tyłu, przestraszyłam się i to nie na żarty, stworzyciel, puścił tego który mnie trzymał i odwrócił się w moją stronę, po czym do mnie podszedł, złapał za rękę i wyprowadził z pokoju, nic nie rozumiałam, zaprowadził mnie do dużej sali, powiedział abym usiadła na jednym z miejsc, tak zrobiłam, usiadł obok mnie i rozłożył się na siedzeniu, zaczęłam rozmyślać co działo się przed moim przebudzeniem, pamiętam tylko jego twarz, nic więcej. W końcu przerwał ciszę jego miły głos.
- dobrze się czujesz.?
- tak, dziękuje.
- muszę ci parę rzeczy wyjaśnić. Więc może zacznę od tego, że....
- dlaczego to zrobiłeś.?
- ale co.?-on nie ma kultury, czy jak go wychowano, no tak, tylko mnie tak wychowywano...
- dlaczego mnie zmieniłeś.? mogłam umrzeć, jednak ocaliłeś mi życie..-pamiętam wszystko, teraz, tylko urywa mi się wczorajszy dzień. Jednak zrozumiałam, ze zmienił mnie w "Doethe" istotę, pijącą krew, aby przeżyć.
- nie mogłem zostawić, mi bliskiej osoby w ogniu.-oburzyłam się, zapomniałam o manierach.
- BLISKIEJ.?!-spojrzałam na niego, podejrzanie.
- ty nie zrozumiesz...
- jeżeli wytłumaczysz to tak. Jak masz na imię.?
- William, a ty Imfa.
- dlaczego nadajesz mi imię.?
- bo jesteś moja.
- nie jestem niczyją własnością.!-podniosłam głos.
- teraz jesteś, moją własnością i nikt nie może cię tknąć, bez mojej zgody.
- a moja zgoda.?!-zerwałam się na równe nogi. I stanęłam przed nim.
- twoja zgoda się nie liczy.- uśmiechnął się złośliwie, pierwszy raz w życiu mam kontakt z jakimś chłopakiem, no nie licząc tego debila z ołtarza, który zwiał jak dziewczynka.
- a kto to był na górze.?-byłam ciekawa.
- mój brat, jeden z dwóch.
- jeden z dwóch.?! gdzie oni są.?-byłam ciekawa jak wyglądają.
- przed chwilą wyjechali, muszą sobie zacząć radzić sami w życiu.
- powiesz przynajmniej jak mają na imię.?
- Ayato, Kanata i Sabato.
- dziękuje.
- chodź przebierzesz się.
- z jakiego powodu.?
- idziemy na polowanie.
Ruszyłam za nim, nie wiedząc troszeczkę o co chodzi, podał mi jakieś ciuchy, nie wiedząc co biorę, odebrałam je z ręki Williama, weszłam do pokoiku i przebrałam się. Była to jakaś króciutka bluzka nad pępek, na to jakaś dziwna kurtka, spodnie długie, które ugniatały mi nogi, skąd on wziął takie dziwactwo, no ale nie zaprzeczę, ładnie mi w nim było. Wyszłam, przed drzwiami, napotkałam wzrok Williama na sobie, gdy by nie to że jestem Doethe była bym cała czerwona na twarzy. Wyszliśmy z budynku, była noc, usłyszałam, dźwięki różnych zwierząt i zapachów, zamknęłam oczy, wsłuchiwałam się w dźwięki i wąchałam te smaczne zapachy, jak by sąsiadka zrobiła takie pyszne jedzenie, którego woń ulatywała przez okno. Zaczęłam się rozglądać, potem instynktownie, wbiegłam w głąb lasu, słyszałam jeszcze wołanie Williama, lecz go ignorowałam, to było silniejsze ode mnie, w środku lasu zatrzymałam się, chwilę odczekałam, wdrapałam się bardzo szybkim tempem, jak bym miała to w naturze od dziecka, znowu zaczęłam słuchać, w jednym momencie, podskoczyłam dość wysoko do góry, upadłam ze zdobyczą na ziemię, gdy dobiegł do mnie William, ja wbijałam już kły w małego orła, Który jest wolny dopiero jakiś czas, po nauczeniu się latać. Zobaczyłam przerażoną minę Williama, po czym powiedziałam na usprawiedliwienie."mam dobrego nauczyciela" po czym się zaśmiałam ponieważ on nawet nie kiwną palcem, podzieliłam się zdobyczą z stworzycielem, po wypiciu krwi, chciałam więcej, lecz musiałam powstrzymywać głód jak mówił Will. W czasie drogi powrotnej, poczułam taki piękny zapach, w jednym momencie po prostu moje oczy się zmieniły, widziałam teraz na ciepło i zimno, Will zauważył jak się zatrzymuję, stałam jak słup, patrząc się w jedno miejsce, w krzaki, ale gdzie w oddali czułam taki piękny zapach, po prostu on mnie wołał, nie mogłam się powstrzymać, chciałam już biec, zatrzymał mnie Will, uklęknął przede mną, chwycił za ramiona, i zaczął mną trząsać, nie obchodziło mnie teraz jego zdanie, byłam głodna, jednym machnięciem ręki go odepchnęłam, upadł gdzieś na ziemię, pobiegłam w stronę zapachu, znalazłam się w jakimś zaułku między chatami, ujrzałam człowieka, miał zraniony nadgarstek, podbiegłam do niego i nie mogąc się opanować, złapałam jego rękę i zaczęłam wysysać krew, nie mogłam się powstrzymać, gdyby nie William zabiłabym go, zabiłabym człowieka, no ale przecież Doethe są właśnie stworzone do zabijania, więc, czemu się dziwić.? Kiedy William oderwał mnie od ofiary, byłam cała we krwi, przestraszyłam się na ten widok, odwróciłam się i przytuliłam do stworzyciela, ten mnie objął, podszedł delikatnie do ofiary i zamknął jej oczy, zaczęłam płakać, nie wiedziałam o co chodziło, to było silniejsze ode mnie. Wróciliśmy do domu, poszłam szybko do swojego pokoju i zaczęłam płakać.
300 lat później...
Byłam jak zwykle trochę wściekła, ponownie zabroniono mi opuszczać dom, z jakiego powodu.? zabijam za dużo osób i już nie wiedzą co ze mną zrobić, mam zbyt czuły węch i nie pohamowany głód, Will mówi że nie wie czy nie zaczyna żałować mojej przemiany. W wiosce od mojej przemiany zaczęły chodzić legendy, że jest ona przeklęta, a ja mam nowe imię, dzięki temu że dwieście lat temu ujawniła mi się moja wampirza umiejętność, panuję nad różnymi starymi zaklęciami, zaczęłam je sama wymyślać, potem się ich uczyłam przez pięćdziesiąt lat, gdy jest się wampirem, te wszystkie lata, mijają jak dni, przez co nie widzę różnicy. Głównie panuję nad ogniem w kolorze błękitu, tym częściej używam zaklęć czuje się niepokonana, a wracając do mojego imienia, brzmi ono "Morgana". Dlaczego.? Oto Legenda.
W roku, 1430 w wiosce o nazwie Avalon zaczęły się dziwne rzeczy, każdego dnia ginęło ponad pięciu ludzi, w roku 1450 dowiedzieliśmy się co jest przyczyną tego wszystkiego, po wielu szukaniach nadal nie znaleziono sprawcy, jednak ludzie mówią że w wiosce mieszka Doethe, który zabija ludzi, wysysając z nich całą krew, podobno jest nią dziewczyna, wygląda na 17 lat, przez co bardzo łatwo idzie jej "polowanie" na ludzi, nigdy nie widziano jej, a jeżeli jest to możliwe, to prawdopodobnie ta osoba już nie żyje, ludzie nazywali ją najpierw po imieniu, które się niedawno ujawniło, niniejszym "Imfa" imię to oznacza "śmierć" wiele dzieci widziało podobno tą kobietę i mówili, że jest ona piękną czarodziejką, po wielu namyśleniach, postanowiono nie ogłaszać tego nowym ludziom, którzy niedawno się wprowadzili, mogliby się przestraszyć i uciec. Dzieci, nie nazywali tej kobiety Imfą, czy śmiercią, tylko "Morganą" przez co zaczęła stać się tak nazywana, jednak jej prawdziwe imię brzmi, Imfa. Niedawno, stało się co raz mniej ataków, mniej ludzi ginęło, zaczęło dziać się tak w 1500 roku, legenda ta jest opowiadana z pokolenia na pokolenie, dzisiejsze matki, opowiadają małym dzieciom, aby się nie oddalały od wioski bo złapie ich Morgana, nigdy jej nie złapano, ani nie ujawniono.
Morgana. Czy to nie fantastyczne imię.? Legenda mówi szczerą prawdę, dzieci nie atakowałam, kochałam patrzeć na ich buźki, uśmiechy i zabawy, gdy w nocy jakieś dziecko zgubiło się w wiosce, nie miałam serca, jak mogłam zaatakować zagubione dziecko.? Podchodziłam do niego, brałam za małą piękną rączkę, po czym prowadziłam do jego domu, skąd wiedziałam gdzie ono mieszka.? Co noc obserwowałam jak matki kładą swoje dzieci spać, opowiadają im legendy, najmniej opowiadali im o mnie,, przez co czuje się urażona. Kiedyś miałam zamiar, mieć małe dziecko, razem z moim ukochanym mężczyzną u boku, trzymamy się za ręce i wspominamy stare czasy pacząc na nasze wnuki. Tak kiedyś było to moim marzeniem, teraz moim marzeniem jest tylko przetrwać, przeżyłam już wiele wojen, może małymi, jednak bolesnymi, widziałam jak zabijają dzieci i rodziny, a ja nie mogłam się ujawnić. Właśnie zachodziło słońce, wyszłam na zewnątrz w moim płaszczu, pobiegłam na jakieś wzgórze, znajdowała się tam jakaś chatka, nie wiem czy ktoś tam mieszka, i tak nic mi nie zrobi, opracowałam doskonale ogień, poradzę sobie. Usiadłam na trawie, była sucha, po godzinie siedzenia usłyszałam za sobą jakiś śmiech, odwróciłam się i ściągnęłam ogromny kaptur z głowy. Zobaczyłam małą dziewczynkę, miała około pięć lat, może siedem, miała na sobie białą zwiewną sukienkę i rozpuszczone włosy. Podbiegła do mnie i przytuliła się z całej siły, uściskałam ją wzajemnie po chwili z chatki wyszedł jakiś chłopak wyglądał na 18 lat, doszedł do nas i zatrzymał się gdy zobaczył dziewczynkę w moich objęciach. nie patrzyłam na niego, moje oczy znacznie się zmieniły wciągu 300 lat. Teraz mam je całe białe, a także jak czuje krew zmieniają się na czarne, dosłownie czarne nie tylko tęczówki, całe oko, patrzyłam się na dziewczynkę, znałam ją, kiedyś zgubiła się w wiosce i mówi że jestem wróżką. Uśmiechnęłam się przyjaźnie po czym dziewczynka się odezwała.
- wiedziałam że jeszcze cie zobaczę. !
Nie odzywałam się, dziewczynka to zrozumiała, pobiegła do domu mijając chłopaka. On do mnie poszedł i usiadł obok. Założyłam kaptur.
- mogę wiedzieć co tu zaszło. ?
- ( milczałam)
- jak masz na imię. ?
- gdy ci je zdradzę uciekniesz. -mój głos był przerażający.
- zaryzykuję. Jestem Wiktor. -padł mi dłoń, nie ujęłam jej, dotknie moich pazurów. przetnie się, a ja się nie powstrzymam.
- chcesz wiedzieć jak nazywa mnie Twoja siostra. ?
- skąd wiesz ze to moja siostra.? Dobra nie ważne, i tak może być.
- Morgana. - zaśmiałam się, po czym Dodałam. -byłeś słodki jako mały bahorek.
- że co.? Od razu widać że jestem od ciebie starszy. - ściągnęłam kaptur. po czym wyciągnęłam dłoń, zobaczył mogę pazury, wzdrygną się.
- od stu lat nazywają mnie Morganą, moje prawdziwe imię sprzed trzystu lat brzmi Imfa. -chłopak przestraszył się, mimo tego padł mi rękę. -nie boisz się.?
-nie. Pamiętam cie z dzieciństwa ale nie poznałem dokładnie. .. czekaj to ile ty masz lat. ?!
- 317. .. chyba.
- okej rozumiem. -zabrał rękę Wstałam, zobaczył moje oczy, zaczęły zmieniać barwę na czerń.
- idź juz, zakryj te ranę i schowaj się. ..
Chłopak spojrzał na swoją rękę, leciała z niej krew, wyprostowałam się i wzięłam dużo powietrza, po chwili stał za mną William, Wiktor przestraszył się. powiedziałam słowa do opiekuna.
- zabierz mnie stąd.
- Imfa opanuj się. -złapał mnie za ramiona.
- Will, ja nie dam rady, jestem głodna.
- Imfa, to się źle skończy. -spojrzał na chłopaka. - uciekaj już. !
- nie to nic nie da. I tak go złapie.
Wyślizgnęłam się z jego uścisku, po czym skoczyłam na chłopaka, złapałam za jego rękę z raną, wbiłam kły, lekko sykną. Piłam jego krew ledwie przez parę sekund, po czym puściłam, odskoczyłam, pobiegłam do domu.
William
Po jej odejściu spojrzałem na chłopaka, pierwszy raz w życiu się powstrzymała. Podeszłem do niego
- wszystko dobrze.?
- tak ale kim Pan jest. ?
- można powiedzieć jej tatą, bratem.
- jesteście Doethe. ?
- tak. Jednak Imfa nie potrafi powstrzymać głodu, to było pierwszy raz. -zacząłem opatrywać ranę.
- wiec to naprawdę ona zabijała wszystkich tych ludzi. ?
- niestety tak, jeżeli zabiła by kolejną zostanie skazana na wieczne pragnienie.
- czyli. ?
- zamknięta w trumnie na kilka set lat bez jedzenia ani picia.
- nie można do tego dopuścić. !
- niestety, jutro jest "pogrzeb".
- co takiego zrobiła. ..?
- właśnie natknęła się na przechodnia.
- skąd to wiesz. ?!
- węch. Czuje krew i słyszę jak ona ją pije. niestety widzieliście się ostatni raz.
- nie.! Zmieniłeśają. ! Zmień mnie. !
- dlaczego chcesz coś takiego. ?!
- wychowała mnie a ostatni raz widziałem ją dwa, trzy lata temu. No i teraz.
- ta decyzja należy do ciebie. Przyjdę tu jutro, po tym wszystkim.
Nie mogłem uwierzyć w jego słowa. " wychowała" ? Co to miało znaczyć. ?
Imfa
Ruszyłam w stronę domu, lecz, po drodze natknęłam się na przechodnia, który opatrywał sobie ranę, z powodu głodu, nie powstrzymałam się, wbiłam kły w ranę, z kapturem na głowie, jednak gdy byłam pogrążona w smakowaniu i spożyciu, poczułam jak jak ktoś, odrywa mnie od ofiary z ogromną siłą, to nie był William, nie, William ma inny zapach, ten zapach, był ohydny i ledwo wyczuwalny, poczułam na swoich ustach jakąś ścierkę.? Zaczęłam się szarpać, na nic, zaczęłam powolnie zamykać oczy, po chwili chyba usnęłam, tak usnęłam. Zaczęłam powoli otwierać oczy, ale co się stało.? co się dzieje.? poczułam na sobie dość duży i ciężki materiał, czyżbym była w worku.? Ale jak ja się tu...dlaczego usnęłam...kto to był.? Zaczęłam rozmyślać, jak się wydostać.? jak uciec.? Zaczęłam się zastanawiać, czy mam ujawnić swoją moc.? Ostatnio dużo poświęciłam czasu nad nowymi "mocami", udało mi się, moje nauki, samej siebie, z starożytnych ksiąg chyba się opłacą. Otóż trenowałam, już do idealności, panowanie nad "Atomami" (wiem że to nie te czasy, ale wiecie, to tak, no tak ;) ) Potrafiłam poruszać każdą rzeczą, istotą, wszystkim, ogniem, wodą, Atomy, więc...
Atom – podstawowy składnik materii. Składa się z małego dodatnio naładowanego jądra o dużej gęstości i otaczającej go chmury elektronowej o ujemnym ładunku elektrycznym.
Zaczęłam sobie wszystko obmyślać, na temat, jak się wydostać, uciec, i w ogóle ogarnąć gdzie ja jestem.! A byłam ubrana trochę nietypowo, ponieważ ostatnio, William, o dziwo nauczył mnie szyć.! Co mnie uradowało, uszyłam sobie ubiór z rzadkiego materiału, przykład, macie tu :
( tylko przykład xD)
miałam strasznie bladą skórę, przez co można powiedzieć że jest ona biała. Usłyszałam za sobą głos, uważnie słuchałam, możne dowiem się gdzie ja tak w ogóle jestem.? Przestałam się ruszać.
- Panie...- panie.?
- coś cie mi tu przyprowadzili.? co tak się rusza w worku.? -odezwał się głos z drugiej strony.
- mordercę, wszystkich ludzi z tej wioski, Panie.- jaki panie.?!
- co to za zwierzę.?! Tylu ludzi wymordować.! Jeszcze się tak szarpie, jest dość małe.! Co to jest.?! - ej ty PANIE, ja może jestem mała ale bez przesady no.!
- Panie, ale to nie jest zwierzę, nasze przypuszczenia poszły na marne.
- więc.?- no ale z niego nie mądry człowiek, chwila, jaki Panie.?!
- jest to Deothe, znaleźliśmy go gdy zabijał ofiarę.- facet, ja dziewczyna jestem.! płeć przeciwna.!
- wy TO znaleźliście.?!- podkreślił słowo "TO"
- no, to znaczy nie my lecz, Edmund.- Jaki Edmund.?! To ten który tak ohydnie pachniał.?
- więc niech tu przyjdzie.- rozkazał, a po chwili, zatkałam sobie nos, matko, jaki smród leci od tego Edmunda.!
- jestem, mój Panie.- matko.! Smród.!
- otwórz, worek.!-rozkazał, ich ten, który mnie interesuje, ten ich PAN.! kto to do cholery jest.?! ale mniejsza o to, teraz mam okazję.
- tak, mój Panie.- matko.! ten smród się zbliża.!
Kiedy tylko podszedł, zaczęłam się zastanawiać, czy mi się uda, gdy tylko otworzył wór, mocami, dzięki skupieniu, zgasiłam wszystkie pochodnie, było ciemno, w końcu jest noc, zniszczyłam worek, jedynie zostawiłam sznur w ręku śmierdziucha, szybko, się ulotniłam, jednak drzwi były zamknięte.?! No to były bardziej wrota, ale gdzie ja jestem.?! Zaczęłam się rozglądać, wszystko widziałam, no jak to w końcu Deothe, zobaczyłam, śmierdziucha, czterech z tyłu, i ochronę, wszystkich było około dwudziestu, bez tego ich Pana, załatwiłam w parę sekund ich ochronę. Potem zajęłam się tymi czterema, leżeli na podłodze, do śmierdziucha nawet się nie zbliżam.! Ten ich Pan, zaczął wzywać straż, usiadłam sobie na stosie martwych, ludzi, których było dwadzieścia, bez śmierdziucha i ich Pana, który ma wyjątkową krew, czuję ją nawet przez jego skórę. Zapaliłam wszystkie pochodnie, mój kaptur zakrywał mi całą twarz, jednak odsłaniał mi trochę moje czerwone usta, ten ich Pan, się przestraszył i zrobił kilka kroków do tyłu, a osłonił go ten Edmund.! Ble.! Zaczął mówić, "Pan".
- kim jesteś.?- mówił z przerażeniem w głosie, no w końcu siedzę na stosie trupów.
- który wsadził mnie do tego wora.?- zapytałam z odrobinką rozbawienia w głosie, to jest jak zabawa w kotka i myszkę.!
- to ty w nim byłaś.?!- zapytał mnie, śmierdziuch tylko patrzy.?!
- tak Panie, to ona w nim była.- no wreszcie się odezwał.!
- dziękuje za obiad, było miło z waszej strony.- wstałam z stosu trupów, zaczęłam się tam zbliżać.
- nie zbliżaj się.!- krzykną paskudny smród.
- witaj jestem Imfa.!- krzyknęłam po czym przebiegłam w inne miejsce, a gdzie.? obok ich Pana, a oni się rozglądają.
- gdzie jesteś.?!- krzykną Pan.
- a kim ty jesteś.?- zapytałam mu do ucha, Ten się wystraszył i wywrócił z swego "tronu", zaczęłam się śmiać, ściągnęłam kaptur, patrzył w moje białe oczy, śmiałam się jak z jakiegoś dowcipu, po czym ON odpowiedział.
- jestem Królem tego Państwa.!
- aha, no i.?
- powinnaś się mnie słuchać.!
- nie mam władcy.- zaczęłam oglądać obrazy, na mojej twarzy były krople krwi, po tych ochroniarzach. W pewnym momencie "wrota" się otworzyły, spojrzałam w ich stronę, Will.?! Ok po chwili zastanowienia odezwałam się. - no może z wyjątkiem jego.! - wskazałam na Willa palcem, po czym się pojawiłam obok niego.
- coś ty zrobiła.?!
- zjadłam uczciwie obiad.!
- marsz do domu.!
- nie.! Sami mnie tu przywlekli, mają za swoje.!
- już, albo...
- albo, co.?!
William, położył rękę na moich oczach, usnęłam upadłam lecz złapał mnie, Will, potem już odleciałam....
poniedziałek, 19 stycznia 2015
Wstęp
Cześć, pisze tak na wszelki wypadek, że nie wiem czy ten blog będzie skończony, fajnie, miło, przyjemnie, o tusz będzie on o wampirach, tylko, no i o życiu w szkole, bohaterka na początku przeżyje szok, przez co cała ta akcja będzie się toczyła dookoła zemsty i romansów. Prolog, zapowiada się naprawdę długi, do chwili naszych czasów, czyli, w prologu napisze, co przeżyła bohaterka w ciągu 604 lat, trochę sporo, ale będą ciekawostki, od mojej wyobraźni, jak ja widzę wampiry, jak je szanuję i co o nich myślę. Mam nadzieje że prolog który pojawi się, mam nadzieję szybko, spodoba wam się ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)